W świecie piłkarskim panuje obecnie gorączka z powodu wielkiego święta futbolowego, jakim niewątpliwie są Mistrzostwa Świata 2018 w Rosji. Wielu krytyków i fanów piłki nożnej przygląda się pilnie funkcjonowaniu wprowadzonemu systemowi VAR, który analizuje sporne sytuacje, tym samym wydatnie pomagając arbitrowi głównemu prowadzącemu spotkanie. Chociaż istnieje różnica zdań co do jego „zasadności” – przeciwnicy VAR-u twierdzą, że zabija spontanicznego ducha futbolu i „mechanizuje” grę – to chyba większość osób przychylnie patrzy na jego funkcjonowanie. Natomiast tym, którzy nie są do końca przekonani, czy sztuczna inteligencja i nagrania wideo mogą wspomóc uczciwą rywalizację polecamy lekturę dzisiejszego wpisu. Mistrzostwa Świata w 1934 roku, we Włoszech, wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby obowiązywał na nich ów VAR. Drugi turniej międzynarodowy, który miał wyłonić najlepszą reprezentację piłkarską na świecie był festiwalem korupcji oraz rażących błędów sędziów. Ale po kolei…
Starcie wielkiego sportu z wielką polityką?
Mundial 1934, który został rozegrany we Włoszech rządzonych przez Benito Mussoliniego powinien znaleźć swoje miejsce w galerii najbardziej perfidnych przykładów na wynaturzenie zasady uczciwej rywalizacji sportowej – był kawalkadą bezczelnych i cynicznych decyzji arbitrów prowadzących ważniejszego jego mecze. Po raz pierwszy w świeżej historii mistrzostw (Mundial 1930 w Urugwaju był pierwszą edycją turnieju) w celu wyłonienia drużyn, które będą następnie rywalizowały o miano najlepszej na świecie przeprowadzono eliminacje do turnieju. Finalnie na Półwyspie Apenińskim spotkało się szesnaście drużyn.
Ciekawym z naszej perspektywy może wydawać się fakt, iż w eliminacjach, polska reprezentacja piłkarska mierzyła się z Czechosłowacją. Niestety stadion Legii Warszawa był wówczas świadkiem porażki naszych piłkarzy, którzy ulegli sąsiadom 1:2 – na rewanż do Pragi nasza drużyna już się nie udała, zadecydowała polityka i polski rząd odmówił zawodnikom wydania wiz na podróż do Czechosłowacji.
Największe potęgi… wypięły się na Mundial!
W drugiej edycji rodzącego się międzynarodowego święta piłki nożnej nie wzięli także udziału ówcześni mistrzowie świata, Urugwaj. Ponieważ druga edycja odbywała się w Europie, a na poprzedni turniej, którego Urusi byli gospodarzami nie pofatygowały się najlepsze drużyny z naszego kontynentu, kadra urugwajska odmówiła udania się do Europy. Taki swoisty rewanż, a szkoda, bo świetni zawodnicy z Ameryki Południowej mogliby ostro namieszać w rywalizacji, która jak się potem okazało, była chyba z góry sfałszowana. We włoskim mundialu nie wzięła udziału inna ówczesna potęga, w postaci Anglii. Noszący głowę wysoko i nazywający siebie „wynalazcami futbolu” „Angole” zastosowali swoją „wspaniałą izolację” i zbojkotowali zawody.
„Wunderteam” murowanym kandydatem na mistrza?
Jednak wśród drużyn, które miały wyłonić wśród siebie najlepszą na globie znajdowały się inne potęgi. Za wielkich faworytów uchodziła Austria, z racji swoich sukcesów nazywana „Wunderteam”, czyli cudowną drużyną. Czy austriaccy piłkarze zasługiwali na to ten drużynowy przydomek? Jak najbardziej – na początku lat 30. XX wieku była niepokonana przez czternaście spotkań i w tym czasie pokonała inne, bardzo mocne wówczas reprezentacje. Ba! Niektóre z nich wręcz zdemolowała, tak jak np. Szkocję (5:0), Szwajcarię (8:1), Węgry (8:2), Belgię (6:1) oraz Niemcy (6:0). Kres zwycięskiej passy nastąpił dla Austriaków dopiero w Londynie, gdzie ulegli oni reprezentacji Anglii 4:3. Ten mecz był wówczas uznawany za swoiste, nieoficjalne mistrzostwo świata.
Piłkarski Mozart dyryguje drużyną techników
„Wunderteam” miał w swoich szeregach mnóstwo świetnych zawodników, ale za najlepszego „kopacza” reprezentacji uchodził Matthias Sindelar. Bystry rozgrywający o iście filigranowej posturze jest uznawany do tej pory za najlepszego piłkarza w historii austriackiego futbolu. Z racji drobnej i wiotkiej wręcz budowy ciała, Sindelar był nazywany „papierowym człowiekiem”, ale także bardziej „nobliwie” – „Mozartem futbolu”. W pełni zasługiwał na to miano. Wspomagali go w kadrze pomocnicy: Josef Smistik i Walter Nausch oraz supersnajper, Josef Bican – facet w klubach w których grał miał więcej zdobytych bramek, niż meczów, których potrzebował do ich strzelenia. Austria miała jeszcze innego fachowca od zdobywania goli. Franz Binder był „hurtownią” bramek – w całej swojej karierze nastrzelał ponad tysiąc goli, a dokładnie 1006. Ponieważ „Wunderteam” był napakowany piłkarskimi talentami nie dziwi taktyka stosowana przez drużynę – krótkie i szybkie podania miały otwierać drogę do bramki przeciwnika, a wszystko to miało zapewniać świetne wyszkolenie techniczne austriackich zawodników.
We Włoszech mają zwyciężyć Włochy
Co do samych mistrzostw, a dokładniej miejsca, gdzie się one odbywały, trzeba wspomnieć o istotnym fakcie. Krajem rządził autokrata z dyktatorskimi zapędami, Benito Mussilini. Ów włoski faszysta miał więc idealną okazję propagandową, aby pokazać dobrobyt i siłę organizacyjno-polityczną włoskiego państwa. Włosi byli silną reprezentacją i byli uznawani za jednego z faworytów turnieju, ale optymizm władz przygasł nieco po przegranej z Austrią, do jakiej doszło w 1934 roku w meczu towarzyskim. Wunderteam zwyciężył 4:2, a „opiekujący” się reprezentacją włodarz, Mussolini, nakazał pogonić nieudolnych według niego obrońców włoskiej kadry i drastycznie przemodelować jej skład. W jej szeregi „zaciągnięto” tzw. Oriundi, czyli „farbowanych lisów” jakbyśmy to teraz nazwali. Włosi „ukradli” Argentyńczykom trio świetnych fachowców. Raimundo Orsi był wicemistrzem olimpijskim i mistrzem Ameryki Południowej w 1927 roku. Enrique Guaita był utalentowanym pomocnikiem, a komplet dopełniał Luis Monti – wicemistrz świata, mistrz olimpijski i mistrz Ameryki Południowej z 1927 roku. Czy ów dyktatorski zabieg pomógł? Zaraz się dowiecie.
Oczywiście trzeba wspomnieć o pozostałych drużynach, które były gotowe udowodnić, że są najlepsze na świecie. Na Mistrzostwach Świata 1934, we Włoszech zagrały oprócz Austrii i Włoch: Stany Zjednoczone, Hiszpania, Brazylia, Francja, Egipt, Węgry, Czechosłowacja, Rumunia, Szwajcaria, Holandia, Niemcy, Belgia oraz Argentyna i Szwecja. Co ciekawe drużyny nie były podzielone na grupy i rywalizowały w systemie pucharowym. Po meczach 1.8 finału na placu boju pozostały: Włochy (rozbiły USA aż 7:1), Hiszpania (wygrała z Brazylią 3:1), Węgry (4:2 z Egiptem), Czechosłowacja (zwyciężyła Rumunię 4:1), Niemcy (ograły Belgię 5:2), oraz Szwecja, która zaskakująco wygrała z Argentyną 3:2. Awansowała także Austria, która dopiero w dogrywce zmogła Francuzów. Zwrócono wówczas uwagę na słabe przygotowanie kondycyjne „Wunderteamu” do turnieju.
Dobitne przykłady cynicznego sędziowania!
Gospodarze turnieju po zdemolowaniu doszczętnie Jankesów z USA walczyli o półfinał z Hiszpanią. Bramki owej pilnował wówczas heros hiszpańskiego futbolu, legendarny Ricardo Zamorra, który po dziś dzień według wielu ekspertów jest jednym z najlepszych bramkarzy w historii tego sportu. Ściany ewidentnie pomagały włoskim piłkarzom a sami sędziowie byli nadzwyczaj wyrozumiali dla ich brutalnej gry. Niestety nawet dogrywka zakończona remisem 1:1 nie wyłoniła zwycięzcy, więc następnego dnia przeprowadzono rewanż. Sędzia w osobie szwajcara, Rolanda Merceta, był cynicznie stronniczy. Zezwalał na brutalną grę gospodarzy mundialu, a nawet bezczelnie odgwizdywał irracjonalne przewinienia kiedy Hiszpanie byli blisko włoskiej bramki. W końcu przymknął on oko na faul Włocha na jednym z hiszpańskich piłkarzy, w wyniku czego gospodarze strzelili jedynego gola w tym spotkaniu. Za swoje sędziowanie Mercet został już po samym turnieju w pełni zasłużenie „nagrodzony” dożywotnią dyskwalifikacją… W pozostałych ćwierćfinałach Czechosłowacja ograła Szwajcarię 3:2, Niemcy wygrali ze Szwedami 2:1, a Austria przemogła Węgry także 2:1.
Nadszedł czas na półfinały. W tych zmierzyły się Włosi z Austriakami oraz Niemcy z Czechosłowacją. Pierwszy z owych meczy znowu udowodnił, że ściany pomagają gospodarzom z Włoch. Nawet sędzia w postaci Ivana Eklinda im sprzyjał, podobnie jak Mercet w ćwierćfinale z Hiszpanią! Co chwila przerywał gwizdkiem ataki „Wunderteamu” na włoską bramkę i zezwalał na brutalną grę w wykonaniu faworytów Mussoliniego. Obrazu nędzy dopełniało grząskie, rozmoknięte intensywną ulewą boisko. Wreszcie pojawiła się okazja do ostatecznego „wałka” – włoski napastnik, Giuseppe Meazza, wepchnął do bramki golkipera Austriaków, a gdy ten wypuścił piłkę z rąk, z linii bramowej skierował ją do siatki Enrique Guaita. Sędzia oczywiście żadnego faulu na bramkarzu nie odgwizdał. Drugi półfinał miał być okazją do zrealizowania wielkiego finału, w postaci rywalizacji w nim dwóch zaprzyjaźnionych politycznie państw. Jeżeli Niemcy pokonaliby Czechosłowaków, o najwyższy laur walczyliby z gospodarzami turnieju. Mussolini i Hitler mieliby powody do zadowolenia, jednak ambitnie walcząca reprezentacja Czechosłowacji utarła nosa nazistom – wygrała ona z Niemcami 3:1, a hattrickiem w tym spotkaniu popisał się Oldrich Nejedly. Na pocieszenie niemiecka reprezentacja otarła sobie łzy mianem trzeciej drużyny na świecie ponieważ w meczu o to miejsce zwyciężyła austriacki „Wunderteam” 3:2.
Szwedzki sędzia grabarzem uczciwej rywalizacji sportowej
W finale doszło do niebywałego skandalu. Mecz był sędziowany przez znanego już w poprzednich „wałków”, szwedzkiego arbitra, Ivana Eklinda. Ku zaskoczeniu kibiców i czechosłowackiego sztabu szkoleniowego, tuż przed rozpoczęciem spotkania udał się on do loży Benito Mussoliniego i odbył z włoskim włodarzem kilkuminutową pogawędkę! Domyślacie się, jakie dyspozycje otrzymał, być może zastraszony wówczas, Szwed od włoskiego dyktatora? Mecz, jak przystało na zaciętą rywalizację finałową był bardzo brutalny i zawodnicy nie oszczędzali swoich kości. Włosi byli rozzuchwaleni stronniczością arbitra i raz po raz łamali przepisy nienawistnie i celowo faulując Czechosłowaków. Ci jednak stawiali gospodarzom zacięty opór, a wreszcie w 76 minucie spotkania znaleźli drogę do włoskiej bramki – gola strzelił Antonin Puc. Sędzia musiał szybko brać się do roboty! Na skutek jego klapek na oczach i cynicznego sędziowania gospodarze wyrównali zaledwie pięć minut później, a już w dogrywce Włochom tytuł mistrzów świata zapewnił Angelo Schiavio. Oczywiście łamiąc zasady gry, ponieważ w momencie kontaktu z piłką był na potężnym spalonym…
Mamo, chwalą nas! Kto? Ja ciebie, a ty mnie!
Aby dopełnić obrazu nędzy i rozpaczy związanego z panującą na włoskim mundialu korupcją należy także wspomnieć, iż za najlepszego piłkarza turnieju uznano, jakże by inaczej, włoskiego piłkarza w osobie Giuseppe Meazzy, i to pomimo tego, że w całych zawodach zdobył zaledwie dwie bramki. Tytuł ten bardziej należał się królowi strzelców imprezy – Oldrichowi Nejedly’emu. Wyróżniono także „papierowego człowieka” z austriackiego Wunderteamu – Matthiasa Sidelara i ten w pełni zasłużył na docenienie jego gry.
Już zaledwie druga edycja mistrzostw świata, turnieju, który wyłaniał co cztery lata najlepszą reprezentację narodową w piłce nożnej, ukazał, że rywalizacja czysto sportowa przenosi się na niwę polityczną, a wynik tej pierwszej może być podyktowany panującymi wówczas regułami geopolityki. Mundial 1934 we Włoszech jest tego niestety niechlubnym i dobitnym przykładem.